poniedziałek, 22 grudnia 2014

Świąteczny wyjazd do Anglii.

Hej! Tegoroczne święta spędzam u taty w Anglii. W tym poście opiszę wylot, przylot i kilka innych rzeczy związanych z pierwszym dniem w innym kraju.

Godz. 8: 30

Wsiadłam razem z mamą do Neobusa, który miał nas zawieźć na lotnisko w Warszawie. Nim usiadłyśmy, wzięłyśmy z koszyka leżącego na pierwszych siedzeniach po wodzie i pierniczku ( trudno było się powstrzymać) :D
Przez większość drogi słuchałam muzyki jednocześnie czytając Hobbita. Potem lekko przysnęłam. Obudziła mnie dopiero mama mówiąc, że za dziesięć minut wysiadamy.

Godz. 12:00

Wysiadłyśmy z autobusu. Nie miałyśmy pojęcia w którą stronę iść. W końcu, pytając o drogę, doszłyśmy do głównej hali. Stwierdziłyśmy, że nie będziemy czekać aż utworzy się kolejka i od razu oddałyśmy bagaż na taśmociągi.  Zostały jeszcze trzy godziny czasu wolnego. Skorzystałyśmy więc z usług jednej z kafejek. Mojego smoothie utrwaliłam na zdjęciu zanim zniknął.
 Jeszcze trochę połaziłyśmy :D

Godz. 13:00

Pożegnałam się z mamą, przeszłam przez odprawę( czy jak to się nazywa) i stanęłam w mega długiej kolejce do ostatniego etapu odprawy.  Szczerze, trochę to dziwne, że się zdejmuje buty przy przechodzeniu przez te bramki wykrywające metal. Znaczy, ogarniam , że jak ma się przy butach suwaki, to należy je zdjąć, ale jeśli niektórzy ludzie mieli na nogach zwykłe trampki, to po jaką cholerę je zdejmowali. Może chcieli przewietrzyć skarpety? O_o
Po sprawdzeniu, poszłam zorientować się przez którą przejść bramkę, by  dostać się do poczekalni. Kiedy już wiedziałam, pomyślałam, że jeszcze trochę pospaceruję.

Godz. 14:00

Stanęłam w długiej kolejce do budek ze strażą graniczną ( czy coś), a potem przeszłam do poczekalni.  Jak można się spodziewać, z ciekawości przez kolejne 10 minut gapiłam się przez okno na samolot, do którego miałam zaraz wsiąść.

Godz. 15:05

Według planu, powinnam w tym momencie wsiadać do samolotu. Niestety, powiedziano pasażerom, że lot opóźni się o pół godziny ze względu na złe warunki atmosferyczne nad Londynem( później okazało się, że tak na prawdę chodziło o ogromną ilość samolotów oczekujących na lądowanie).

Godz. 15:40

Siedzę w samolocie i czuję rozgrzewające się silniki. Z nosem przylepionym do szyby na miejscu 22A , patrzyłam na inne samoloty, a następnie wznosząc się ponad chmury, przepiękne widoki.

Godz. 18:10

Dowiaduje się, że jeszcze dziesięć minut spędzę w powietrzu ze względu na dużą ilość samolotów oczekujących na lądowanie.

Godz. 18:30

Ja i reszta pasażerów wychodzimy z samolotu. Idąc przez korytarz do hali bagażowej spostrzegam tatę czekającego na mnie przy taśmociągach. Co robię? Biegnę ile sił w nogach i rzucam się tacie na szyję. Tak myślę, że takie sceny są częste w takim miejscu.
Wzięłam bagaż i poszłam na spotkanie z resztą ferajny. Tata uparł się, że zrobi mi pamiątkowe zdjęcie przed Heathrow.




Pojechaliśmy do domu:D

Na koniec dnia fotka z siostrą :)









1 komentarz:

  1. Wdepnęłam na panny pisanie ,(zazwyczaj piszę pani ale chyba będzie bardziej na miejscu odjąć trochę lat ), dzięki pozytywnym referencjom jakie pannie pewna pani napisała i co bardzo lubię, nie były nazbyt polukrowane. Lekko mi się panny opowieść czytało mimo faktu ,że ja czytać nie umiem. Dziękuję pięknie i za ten obrazek powitania na lotnisku...tak jakoś dziwnie splótł się z tym co mi do głowy przyszło...

    OdpowiedzUsuń